Gdy skończył, poprosił bym usiadła na fotelu ginekologicznym. Nigdy wcześniej nie byłam na nim badana, więc nie wiedziałam jak mam się ułożyć. Pielęgniarka pomogła mi się na niego wdrapać i włożyła nogi w strzemiona. Nigdy wcześniej nie były tak szeroko rozłożone i nigdy wcześniej nikt tak dokładnie nie widział mojej pipuszki. Lekarz podszedł do mnie w gumowych rękawiczkach i dokładnie obejrzał moje intymne miejsca. Gdy włożył palce do środka zabolało mnie tak mocno, że chciałam wstać. Lekarz powstrzymał mnie i kazał pielęgniarce mnie przytrzymać. Nie miałam już wtedy wyjścia i musiałam znieść to badanie. Równie bolesne było badanie odbytu. Lekarz świdrował grubym paluchem we wszystkie strony, czasem uciskając brzuch. Nie mieli za grosz współczucia. Dziwili się tylko czemu się tak drę. Po wszystkim pielęgniarka dała mi nieco za dużą koszulinę, którą szybko okryłam nagie ciało, cicho pochlipując. Lekarz wypełnił kartę i zalecił standardową terapię, po czym pielęgniarka zaprowadziła mnie do sali. Były tam trzy łóżka, dwa już zajęte przez młode dziewczyny. Moje stało po środku. Okazało się, że też tego samego dnia przyjechały do sanatorium, też mają takie same problemy jak ja i też lekarz zalecił im taką samą terapię. Jednak żadna z nas nie wiedziała co się za tym kryje. Przekonałyśmy się o tym boleśnie już następnego dnia.
Z samego rana do sali przyszły dwie pielęgniarki. Obudziły nas i przystąpiły do wykonywania codziennych zabiegów. Gdy któraś z dziewcząt nie chciała się im poddać, jedna z pielęgniarek przytrzymywała ją, a druga podwijała nogę i wkrapiała kilka klapsów na uspokojenie. Wtedy pacjentka wiedziała już, że nie należy z nimi dyskutować. Po pierwszym dniu wszystkie już o tym dobrze wiedziałyśmy. Pielęgniarki podchodziły kolejno do łóżek, ściągały kołdrę i podciągały pacjentce koszulinę wysoko w górę, aż pod szyje, odsłaniając tym samym pipuszkę, brzuch i cycuszki. Nogi zginały w kolanach i szeroko rozkładały. Pod pupę wkładały zbiornik na mocz. Jedna z nich przytrzymywała ręce w górze, a druga energicznie masowała brzuch na wysokości pęcherza, mocno uciskając. Niesamowity ból przeszywał całe ciało, wyzwalając z nas dzikie krzyki. Po paru minutach pacjentka siusiała rwącym strumieniem. Gdy pęcherz był pusty, pielęgniarki wycierały pupę, zaciągały koszulinę i zbierały się za następną. Wszystkie bardzo bałyśmy się masażów pęcherza, ale pielęgniarki były nieugięte. Gdy wszystkie pacjentki były wysiusiane, trzeba było wstać, podejść do ramy łóżka i przełożyć się przez nią, opierając ręce na materacu. Tym samym każda z nas ślicznie wypinała pupę w górę. Pielęgniarki podchodziły kolejno, jedna podciągała koszulinę wysoko do góry, odsłaniając pupę, a czasem też swobodnie dyndające cycuszki i mocno rozchylała pośladki, a druga wciskała termometr głęboko w pupę. Później trzeba było stać parę minut z gołą, wypiętą, zaciśniętą pupą, żeby termometr nie wypadł. Nie było tak jak dzisiaj, że przykładasz do czoła i masz od razu zmierzone. Trzeba było trochę ten termometr w dupci potrzymać. Też tego nie znosiłyśmy, bo pielęgniarki nie były zbyt delikatne i nie patyczkowały się. Wciskały termometr czy paluchy w pupsko, aż piszczało. Na koniec każda z nas dostawała zastrzyk. Jedna pielęgniara przytrzymywała goły tyłek, a druga wbijała igłę boleśnie. Na koniec kuracji w sanatorium miałyśmy solidnie pokłute oba pośladki. Pierwszego dnia dodatkowo od każdej pobrano próbkę stolca. Było z tym trochę problemów, bo nie mogłyśmy normalnie się załatwić, dlatego trzeba było uklęknąć na łóżku w dużym rozkroku, głowę położyć na poduszce, ręce wyciągnąć przed siebie i przytrzymać się ramy łóżka. W ten sposób pupa była znacznie bardziej wypięta, niż w przypadku mierzenia temperatury, i jednocześnie całkowicie bezbronna. Jedna z pielęgniarek podciągała koszulinę, odsłaniając tylko pupę, jednak ta bezwiednie spadała całkiem w dół, obnażając całe ciało. Przytrzymywała ona mocno goły tyłek, a druga dokładnie smarowała odbyt, po czym wkładała wziernik analny i rozszerzała szpatułki. Bolało okrutnie, gdy zimny, metalowy wziernik wdzierał się i rozszerzał dupcie. Pielęgniarka wkładała głęboko metalową łyżkę i wyciągała kawałek do badania. Potem już tylko wyciągała zimne żelastwo i brała kolejną pacjentkę w obroty. Zabiegi były wykonywane trzy razy dziennie – rano, po obiedzie i przed snem, a szlochanie badanych dziewcząt słychać było jeszcze długo po opuszczeniu sali przez pielęgniarki.