Sanatorium II, cz.1

To opowiadanie publikuję ze specjalną dedykacją dla moich Czytelników, którym wiem, że pierwsza część najbardziej przypadła do gustu. Liczę na to, że kolejne części tej serii również Was nie zawiodą.

 

Historia babci zrobiła na mnie wrażenie. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie opowiadać mi o czymś takim. Za każdym razem, gdy ją widziałam, miałam przed oczyma sceny z sanatorium. Trochę było mi głupio z tego powodu, jednak babcia zdawała się nie mieć z tym najmniejszego problemu. Zachowywała się i rozmawiała ze mną zupełnie normalnie.

O czym tak rozmyślasz? – zagaiła mnie pewnego razu. Leżałam już wtedy w łóżku. Nawet nie zauważyłam, że stoi w drzwiach. Podeszła bliżej i usiadła na skraju łóżka obok mnie. Zastanawiałam się, czy powiedzieć jej prawdę. Szybko jednak przekalkulowałam, że nie mogę odpłacić się w ten sposób za jej bezgraniczną szczerość.

O tym, o czym mi kilka dni temu odpowiedziałaś. – przyznałam. – Ja bym tego nie wytrzymała. – dodałam.

Oj skarbie, jeszcze nie wiesz ile człowiek może znieść. – odparła, ciepło się do mnie uśmiechając. – Mi też było trudno, ale nie miałam wyboru. I jeszcze przyszło mi tam wrócić.

Wrócić? – zapytałam zaskoczona. Ja już nigdy bym tam nie wróciła, nawet gdybym miała umrzeć. Ale na te słowa poczułam znajome ciepło między udami. Pragnęłam, aby babcia opowiedziała mi dalszą część tej historii i na szczęście nie musiałam ją do tego namawiać.

Jakiś czas później pojawiła się wysypka na mojej pipuszce. Poszłam więc do lekarza, żeby zbadał co to jest. Ale on nie wiedział, a leki które przepisał nie pomagały. Odesłał mnie więc do ginekologa. Tam znów musiałam tłumaczyć i pokazywać wszystko od początku. Zbadał mnie dokładnie i stwierdził, że w środku wszystko jest w porządku, że wysypka występuje tylko na skórze, więc powinnam udać się do dermatologa. I znowu od początku wyjaśnianie, badania, przepisywanie maści. Ale one też nie pomogły. Dlatego ten ostatni, rozkładając ręce, odesłał mnie do sanatorium. – Urwała na chwilę. Czułam już przyspieszone bicie serca i ciepło między udami. Nie mogła mnie tak zostawić. Musiałam wiedzieć co się tam działo.

I było tak strasznie jak za pierwszym razem? – zapytałam nieco nieśmiało.

Było bardzo podobnie. Procedury, przez które każdy musiał przejść, którym każdy musiał się poddać. Gdy przyjechałam pielęgniarka zabrała mnie do gabinetu i kazała się rozebrać do naga. Powoli zdejmowałam ubranie zawstydzona, podczas gdy ona krzątała się po gabinecie, przygotowując narzędzia do badania. Ich szczęk był nie do zniesienia i sprawiał, że jeszcze bardziej się bałam. Stałam tam po środku gabinetu naga  i wystraszona. Po chwili przyszedł lekarz w średnim wieku i kazał jej mnie zważyć i zmierzyć, sam wypełniał papiery. Po wykonaniu czynności kazała mi podejść do niego. Podeszłam zawstydzona, osłaniając się rękoma. Cały czas coś wypełniał, a ja stałam tak przed nim, nie wiedząc po co. W końcu założył słuchawki i mnie osłuchał. Kazał stanąć prosto i odsunąć ręce. Potem odwrócić się tyłem do niego, żeby mógł osłuchać dokładnie. Nic nie mówił, wydawał tylko krótkie komendy, które trzeba było natychmiast wykonać. Po osłuchaniu kazał mi się położyć na fotelu i rozłożyć nogi. Powiedziałam mu, że byłam już badana i nic nie stwierdzono. Nie chciałam, żeby kolejny facet oglądał mnie i badał. Ale on powiedział tylko, że i tak musi mnie zbadać i że mam rozłożyć nogi. Nie miałam wyboru i wdrapałam się na fotel. Przywlókł się jakby od niechcenia, stanął między moimi nogami i zaczął nakładać gumowe rękawiczki. Powoli, jakby mu się nie chciało. Później zaczął mnie oglądać, dotykać. Uciskał, majstrował paluchami w środku. Nie bolało tak bardzo jak poprzednio, ale i tak nie było miłe. Poprosił pielęgniarkę o podanie wziernika, który zainstalował we mnie. Był duży, metalowy i zimny. Kiedyś nie było takich plastikowych, jednorazowych jak teraz. Zaczęłam się wiercić, gdy boleśnie rozrywał moje wnętrze. Pielęgniarka przytrzymała mnie, żeby mógł zbadać mnie do końca. Leżałam i czekałam aż to wszystko się skończy, zaciskając dłonie na fotelu, żeby wytrzymać. Po chwili wyjął to ustrojstwo ze mnie i kazał wypiąć pośladki na leżance. Pielęgniarka pomogła mi przyjąć pozycję – nogi szeroko, głowa na skórzanym obiciu, rękoma miałam złapać się leżanki po bokach. W takiej pozycji oczekiwałam aż lekarz podejdzie. Nie widziałam co się dzieje. Znienacka wsadził mi paluch do odbytu i zaczął masować. Zaraz potem poczułam jak pielęgniarka przytrzymuje mnie za biodra, a lekarz wkłada we mnie kolejne metalowe ustrojstwo. Później pamiętam już tylko rozdzieranie od środka, które wydawało się trwać w warning1nieskończoność. Nawet gdy usunął ten przedmiot ze mnie w dalszym ciągu czułam go w sobie i to nieznośne uczucie majstrowania w środku. Po tych dokładnych oględzinach wrócił do dokumentacji, a pielęgniarka podła mi koszulinę, w którą się przyodziałam. Gdy skończył pisać, podał jej papiery, a ona odprowadziła mnie na salę.

34 myśli w temacie “Sanatorium II, cz.1

  1. stopociechblog

    No nie, żeby z powodu wysypki jechać do sanatorium i mieć wziernik w pupie. Sprawy przedziwne. Cóż nie byłam i pewnie nie pojadę, skoro tam takie wygłupy. Lepiej by przepisał jaką maść.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz